Lot na Marsa
Już gotowi do startu
Zakładamy hełm, rękawice
Lecimy na marsa dzisiaj
Bo stać nas na krok w lepsze życie
Oto nowy początek
a przed nami wspaniały świat
tu wprowadzą porządek
Królowie gwiazd
królowie gwiazd
Nie patrzymy za siebie,
Proroctwa, już dawno spełnione.
Piszemy nowy testament,
To jest lot w jedną stronę.
Oto nowy początek
a przed nami wspaniały świat
tu wprowadzą porządek
Królowie gwiazd
królowie gwiazd
Powiem Ci co usłyszeć chcesz
będzie dobrze chociaż nieźle jest
nie musisz myśleć już
o problemach jutra
Powiem Ci, nie ma takich snów
których razem nie wyśnimy tu
Posłuchaj jak to brzmi
Zwycięzcy to my
Gdy opadnie kurz
Prawdę ujrzy świat
Nikt nie może wygrać z nami.
ekstatyczna dama kier
znów wypełnia emocjami
wszystkie pionki swoich gier
Powiem Ci, w ten magiczny czas
kiedy razem, nadzy ty i ja
kilka banalnych słów
o tym jak mi dobrze
Albo nie, nie powiem nic, będzie łatwiej
w tej iluzji być
nie znajdziesz nigdy już
sensu beze mnie
Gdy opadnie kurz
Prawdę ujrzy świat
Nikt nie może wygrać z nami.
ekstatyczna dama kier
znów wypełnia emocjami
wszystkie pionki swoich gier
Oddam jej wszystko co mam,
Moje myśli i spojrzenia
Zmęczone powieki
I uzależnienia
Długie wieczory, spędzone w samotności
Komedie i horrory tworzone z zazdrości
Zły krok
w złotej klatce zamknie mnie
Jak szczur
Wreszcie znajdę w życiu cel
Tylko jej szczęście
Oddam jej najdłuższy dzień,
Liczony w tysiącach kroków,
Z łańcuchem na szyi,
ściąganym po zmroku.
Kaganiec włożę na twarz,
Posłusznie posłucham Pani,
W przytulnej piwnicy,
Może dziś mnie nie zrani.
Zły krok
w złotej klatce zamknie mnie
Jak szczur
Wreszcie znajdę w życiu cel
Tylko jej szczęście
Kolejna bardzo długa noc
przyszła po zadymionym dniu
i ciepłe myśli zawiń w koc
zanim wystygną, nas nie będzie już
Globalne ochłodzenie przykryje wszystko
ułoży się na twarzach mrożąc krew /x2
Co rano zmywam z twarzy szron
Z nadzieją, że kolejny dzień
Ogłosi nagły zimy zgon
Wszystkie prognozy mówią jednak, że
Globalne ochłodzenie przykryje wszystko
ułoży się na twarzach mrożąc krew /x2
Jesteśmy tu, jesteśmy tu
Jesteśmy tu razem
Moje miasto, co wygląda tak jak wszystkie
Monotonnie środkiem spływa rzeka
Twarze w letnim słońcu coraz bardziej płynne
Choć nikt nie goni, każdy ucieka
Znam to dobrze, wszystkie jego horyzonty
Proste drogi krętymi ulicami
Puste zakamarki gdzie się asfalt kończy
Bezpańskie koty, nocne powroty
Moje miasto
Moje miasto patrzy na mnie jak nikt inny
Trochę jakby znało mnie od zawsze
Pierwsze chwile razem, byłem tak niewinny
Długie rozmowy na brudnej ławce
Późną nocą, kiedy miejskie mrówki walczą
W końcu wyjdę, poczuję się jak dawniej.
Wszystkie te wspomnienia niech mi będą tarczą
Wrócę kiedy niebo zbladnie
Pamiętasz zapach lata, w powietrzu suchy kurz.
Wracasz, czujesz go znowu i wiesz, że jest tylko Twój
Pamiętam zapach lata, w powietrzu suchy kurz.
Wracam, czuje go znowu i wiem, że jest tylko mój.
Wybrała się na spotkanie z samym diabłem
zaczną od win, potem będą negocjacje
Ciemna to noc, może dla niej najciemniejsza
Szatański bal pozwala nie pamiętać
Nie spieszy się czart, rozmową ją zabawia
Przyjdzie jej czas, przyjdzie właściwa faza
Księżyc się tli, tak nieśmiało wypatruje
czerwienią warg układ pieczętuje
Widzi jej wstyd, widzi jej lęk
Wie dobrze że nie będzie nigdy sobą już
W ciele zaczyna rosnąć grzech
nie usuniesz, nie wymażesz go z pamięci
Ciała jej toń faluje w uniesieniu
Rozpływa się, dryfuje dalej, dalej od brzegu
Nie oprze się, kiedy on tuż za plecami
Kolejny film w kolekcji z koszmarami
Widzi jej wstyd, widzi jej lęk
Wie dobrze że nie będzie nigdy sobą już
W ciele zaczyna rosnąć grzech
nie usuniesz, nie wymażesz go z pamięci
Stare w nowym aplikacje
Cyfrowe abstrakcje
Wizji aktualizacje, obiektywu czerń
Nowe-stare legislacje
Życia alteracje
Zero-jedynkowe frakcje, systemowy tlen
W petabajtowej chmurze coraz szybciej coraz dłużej
Eledeszcz, teledreszcz
Kondensator wrażeń, oporniki marzeń
Ogniwa rozładowane, lecz nie przychodzi sen
Budują mury, stawiają płoty
Czy to ludzie czy roboty?
Budują mury, stawiają płoty
Czy to ludzie czy roboty?
Mijam ich codziennie kiedy gnam po ulicy
Ilu? Tak jak gwiazd – nie policzysz
Układ scalony stanowi układ nerwowy
Zamiast żył mają światłowody
Lasery ze źrenic chcą mnie zmielić
Na próżno próbują szukać moich emocji w podczerwieni
Mówią coś do swych urządzeń, ale dla mnie są niemi
Mówię o ludziach bez nadziei czy pasji
Ich wewnętrzne dziecko zostało na W-Fie w szatni
Na metalowych twarzach odciśnięte
Piętno matni
Którą jest ich codzienny byt
Za pozór stabilizacji powiesili swe marzenia na pętli w mig
I o życiu po drugiej stronie barykady żaden nie wie nic
Ilu z nas tak żyje?
Praca-dom-phone-tv, dla mnie to dziwne, że to prawie nikogo nie dziwi,
Że prawie nikt się na socialowe FOMO nie krzywi
Takie życie „spoko na niby” nigdy nie będzie dla mnie szczęściem
Dlatego często wyjdę ze swojej strefy komfortu
Po to by zobaczyć więcej
Budują mury, stawiają płoty
Czy to ludzie czy roboty?
Budują mury, stawiają płoty
Czy to ludzie czy roboty?
Roboty
Dziś zapukam w Twoje drzwi
Spojrzę w okna przez zasłony
Znowu nie otworzy nikt
Wrócę sam
Przyjdę jutro znów pod próg
Może w końcu mnie wysłuchasz
Nie wiem czy spłaciłem dług
Powiedz mi…
Gdybyś wiedział, gdybyś wiedział że po drugiej stronie stoję ja.
Czy zobaczyłbyś człowieka którym chciałeś bym się stał
Walę w mur kolejny raz
Postawiliśmy ich mnóstwo
Ale mamy jeszcze czas
Mamy czas?
W wiatrołapie znajdę schron
Jeśli zechcesz mnie odnaleźć
Możesz chwycić moją dłoń
Powiedz mi…
Gdybyś wiedział, gdybyś wiedział że po drugiej stronie stoję ja.
Czy zobaczyłbyś człowieka którym chciałeś bym się stał
W letni poranek się zobaczymy znów
Wszyscy na froncie, tysiące łysych głów
Ładuję działo, nie nadszedł jeszcze znak
Zanim powiesz mi, że to nie tak
miało być nie tak
Ten krzyk, ten wrzask
spadnie na nas, spadnie na nas spadnie na nas
miliony ciał
brak kochania, brak kochania, brak kochania
Horyzont pusty decyzją naszych rąk
A łyse głowy osobno sobie śpią
Nikt już nie przerwie ich narkotycznych snów
Nie można zwrócić ciał do już odciętych głów
Ten krzyk, ten wrzask
spadnie na nas, spadnie na nas spadnie na nas
miliony ciał
brak kochania, brak kochania, brak kochania
Wcale mi nie żal tych zbyt upartych by dalej żyć
schody do nieba trudno odnaleźć gdy wokół krzyk
Koniec milczenia głosem nielicznych rozbity mur
Wszystko się zmienia, znalazłem siebie, jestem gotów